Forum WSR Apocalyptica Strona Główna WSR Apocalyptica
Nowa odsłona WSR Star Horses wita!
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

27.05.2012r. Skoki kl. L, drążki w kłusie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Nadim / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blacky




Dołączył: 08 Paź 2011
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 0:09, 27 Maj 2012    Temat postu: 27.05.2012r. Skoki kl. L, drążki w kłusie

Przyjechałam do WSR Apocalyptica, aby pojeździć Nadima. Pogoda była idealna - słoneczko w połączeniu z delikatnym, chłodnym wietrzykiem. Konie były na pastwiskach, więc najpierw zaniosłam na stanowisko wszystkie potrzebne rzeczy, a potem z uwiązem udałam się na padok, żeby znaleźć ogiera. Przy okazji zahaczyłam o plac, gdzie poustawiałam sobie przeszkody i drążki na kłus, podwyższone na zmianę jednym końcem. Potem złapałam karuska, któremu chyba się trochę samemu nudziło, bo poszedł sam z siebie i z chęcią dał się wyprowadzić. Czyszczenie zajęło mi koło 20 minut - najpierw zlepki i zaschnięte błoto, którego miał sporo. Potem usunęłam kurz wilgotnymi chusteczkami, którego miał od groma. Szybko grzywa i ogon kopyta. Na nogi ochraniacze skokowe, na głowę ogłowie, na grzbiet czaprak z siodłem i voila! Sama wzięłam bacik i kask, po czym wyprowadziłam ze stajni, wsiadłam ze schodków i podpięłam popręg o dziurkę więcej. Trochę się nerwus wiercił, był podekscytowany tym, że coś się dzieje, więc miałam problem z utrzymaniem go chwilę w jednym miejscu. Podjechałam na plac i zaczęłam stępować dookoła na swobodnej wodzy. Szedł bardzo żwawo, rozglądając się dookoła, raz nawet zarżał, a z oddali doszła nas bardzo głośna, wyczerpująca odpowiedź innego konia. Zmieniłam kierunek, głosem uspokajałam, żeby niczego nie odwalił. Po trzech okrążeniach po zmianie kierunku zaczęłam łapać lekki kontakt na wodzy, ale jeszcze nie próbując go zbierać czy ustawiać. Dbałam, żeby szedł równo i rytmicznie, a potem przeszłam do kłusa. Wystartował z przesadnym entuzjazmem, więc trochę go przygasiłam, a potem pilnowałam, żeby się nie wyłamywał. Wyjeżdżałam narożniki, raz przejechałam przez środek, zrobiłam duże koło, zmieniłam stronę przez przekątną i w prawo też koło. Potem przeszłam na jakieś 5 kroków do stępa i znowu zakłusowanie. Wjechałam na koło i zaczęłam go troszkę ustawiać, ale w rozluźnieniu, w dole. Ufnie podążał za wędzidłem i zaczął je przeżuwać. Wyjechałam na ścianę, w narożniku trochę ciaśniejsze wolta i przejście do stępa, półwolta i koło w drugą stronę. Po jednym, dużym kółku zrobiłam delikatne zatrzymanie jeszczeprzez stęp, a potem ruszenie do kłusa. Zaczęłam łapać coraz mocniejszy kontakt i ustawiać coraz wyżej. Na dłuższej ścianie robiłam delikatne wężyki, nie do połowy ściany, troszkę mniejsze. Fajnie odpowiadał na pomoce, chętnie, a mnie jego wygodne chody wprawiały w świetny nastrój, bo jeździć sama przyjemność. Niestety, do pewnego momentu, bo koło ujeżdżalni przechodziła jakaś dziewczyna z klaczą, która się ewidentnie 'podnieciła' na widok Kamora, bo zaczęła błyskać sromem i rżeć. Ten odpowiedział tym samym (no bez sromu x.x), ale zaczął krzyczeć i podskakiwać w miejscu, bo nie pozwoliłam ruszyć do przodu. Krzyknęłam ostro i, trzymając go mocno i stanowczo, oddaliłam się od klaczy, której właścicielka na szczęście zobaczyła zachowanie mojego karego i uciekła gdzieś indziej. Dzięki bogu. Niestety, trochę mnie tym zdenerwował, więc jeszcze przez chwilę musiał się liczyć z ostrzejszymi, bardziej zdecydowanymi pomocami, potem się uspokoiłam i odpuściłam. Ładnie pracował, angażował zad, a ja przejechałam kilka razy te podwyższone drążki, na których bardzo się starał - zaokrąglał i wyciągał szyję, podciągał wysoko nogi, nie pukał. Został porządnie wyklepany i nagrodę w postaci całego okrążenia w stępie na wiszącej wodzy. Potem zmieniłam kierunek i to samo pojechałam z drugiego najazdu - za pierwszym razem puknął dwa ostatnie drągi, więc zatrzymałam najszybciej jak mogłam, cofnęłam trzy kroki i ruszyłam kłusem, ponownie kierując się na drążki. Poprawił, starannie i precyzyjnie. Pochwała, chwila stępa, a potem delikatne skrócenia i wydłużenia, przejścia kłus-stęp-stój-kłus-stój-stęp-kłus-stój. Następnie przeszłam do zebranego kłusa na dużym kole i delikatnie, bez pośpiechu zagalopowałam. Zaczął trochę ciągnąc na wodzy, więc zmniejszyłam średnicę koła i poruszyłam wędzidłem, zaczął je przeżuwać i odpuszczać, a ja mogłam wyjechać na prostą. Po jednym okrążeniu wolta, potem skrócenie, wydłużenie i skrócenie - wszystko na jednej z długich ścian. Pochwała słowna i zwykła zmiana nogi przez kłus po przekątnej i takie same ćwiczenia w prawo. Zdecydowanie lepsze skrócenia, potem na koniec jeszcze jedna wolta i przejście do kłusa, stępa, kłusa, stój i od razu galopu. Trochę mu się zebrało, więc powtórzyłam zagalopowanie z nieruchomości, tak, żeby od razu był poskracany i szedł z impulsem od zadu. Dobrze, więc poklepałam, dałam chwilę wytchnienia.
Po kilku minutach odpoczynku znowu pozbierałam Nadima i najechałam na pierwszą przeszkodę z kłusa. Z daleka zobaczyła mnie ta sama dziewczyna, która wcześniej nam zakłóciła jazdę, i chciała się zrehabilitować, pomagając przy skokach. Miło z jej strony, bo nie miałam akurat nikogo i wszystko musiałabym poprawiać sama, więc z chęcią przystałam na tę propozycję. Pierwszą przeszkodą była stacjonata z kłusa, tak około 50cm, malutka. W ostatniej chwili się zorientował, że stoi tam przeszkodą, więc wyszło trochę niezgrabnie. Parsknęłam śmiechem i poprawiłam. Poprosiłam Alę (bo tak się nazywała dziewczyna), żeby podwyższyła o jakieś 15cm, więc stało jakieś 65cm, wciąż niewiele. Tym razem Nadim dał upust swojej energii i wybił się z tak daleka, że nawet się tego nie spodziewałam i podczas skoku, gdzie ledwo się w niego wpasowałam, krzyknęłam głośne "łoooł". Zaczęłyśmy się obydwie śmiać, a ja znów musiałam poprawiać i trzymałam aż do ostatniej chwili. Poklepałam, chwila stępa, a stacjonata już miała 80cm. Najeżdżałam prosto, rytmicznie, równym tempem, więc wypadło bardzo dobrze. Koleżanka podwyższyła do pełnego metra, a ogierzasty oddał piękny, bardzo okrągły skok, może trochę za wysoki. Ala przeniosła wskazówkę na drugą stronę, ja lotnie zmieniłam nogę w galopie, zwolniłam do kłusa i przejechałam 70-tkę z drugiej strony. Ok, więc od razu metr - trochę za bardzo zboczyłyśmy na lewo, więc poprawa i dobrze. Znowu stęp, kary parsknął i wyciągnął maksymalnie szyję. Ja chwilę pogadałam z towarzyszką, a ona z mojej stacjonaty zrobiła okser szeroki na jakieś pół metra, czyli stosunkowo niewiele. Najechałam z galopu, już oczywiście bez wskazówki, z prawej nogi. Trochę za bardzo wyrwał mi się do przeszkody i nie odpowiadał na moje pomoce zwalniające, więc od razu po skoku zatrzymałam i przetrzymałam kilka ciężkich, długich sekund. Potem od razu do spokojnego galopu i znów najechałam na okser. Wybił się trochę z daleka, ale naprawdę porządnie. Pochwała, lotna i znów skok, też bardzo ładny. Dalej najazd na stacjonatę 95, a potem po łuku na kolejną, metrową. Oj, w linii wyszło za blisko, więc powtórzyłam, trochę wydłużając wykrok. Ładnie odpowiedział na moje pomoce, więc pochwała i znów na moment do stępa. Następnie pojechałam szereg na 1 foule - stacjonata 80 i okser 90cm. Trochę za bardzo pozwolilam mu biec do przodu, ale wszystko wyszło ładnie, więc poprosiłam Alę o podwyższenie obydwóch przeszkód do metra. Powtórzyłam, mocno pilnując, żeby mi nie spłynął (byłam przygotowana na wszystko, pomimo tego, że Nadim nie miał w zwyczaju ani wyłamywać, ani spływać, ani zatrzymywać się przed przeszkodą) ani zbyt mocno nie przyspieszył. Na obydwie przeszkody wybił się z takim impetem, że aż poleciałam trochę do góry. Doprawdy, ten koń mnie non stop zadziwia! Poklepałam i skierowałam się na takiego tripple-barra 70-80-90. Oj, strącił ostatniego drąga. Dziwne, bo na przeszkodach szerokich rzadko są zrzutki.. Ale rzeczywiście, trochę go za bardzo "wpędziłam", przez co wyszło płasko. Ala poprawiła przeszkodę i najechałam kolejne dwa razy, upewniając się, że to tylko mój błąd. Nadim bardzo ładnie poradził sobie ze wszystkimi postawionymi mu zadaniami, więc został porządnie wyklepany i występowany. Ja ucięłam sobie pogawędkę z nową koleżanką ze stajni, a po dziesięciu minutach wróciłyśmy do stajni, gdzie ja rozebrałam konia i nagrodziłam jego starania marchewkami, a potem poszliśmy w trójkę na padok. Kary skubał sobie spokojnie trawkę, trochę zmęczony, a my siedziałyśmy w cieniu drzewa, powoli poznając się lepiej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blacky dnia Nie 0:09, 27 Maj 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> Wiecznie Zielone Pastwiska / Nadim / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin