Forum WSR Apocalyptica Strona Główna WSR Apocalyptica
Nowa odsłona WSR Star Horses wita!
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

17.01.11r. - Reakcja na pomoce i pierwsze skoki z kłusa

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eviline




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:02, 05 Sty 2014    Temat postu: 17.01.11r. - Reakcja na pomoce i pierwsze skoki z kłusa

Tego jakże radosnego i zacnego poranka obudziłam się z niepohamowaną chęcią zrobienia czegoś pożytecznego. Kiedy więc już ogarnęłam swoje cztery litery, najadłam się i w końcu stoczyłam do stajni było coś koło godziny 9. O tej oto zacnej godzinie dokładnie już wiedziałam, co będę robić.
Weszłam do siodlarni i rzuciłam okiem na posegregowane (powiedzmy..) sterty sprzętu. Zgarnęłam siodło, ogłowie, szczotki i ochraniacze pewnego pana i dziarskim krokiem pomaszerowałam do stajni. Złożyłam wszystkie toboły na wieszaku przed boksem, po czym zajrzałam do środka i stwierdziłam brak mojego targetu. Sapnęłam cicho i w podróż na padoki zabrałam ze sobą uwiąz.
Po jakichś 7 minutach byłam u celu. Na padoku stał sobie Bituno w towarzystwie bawiących się ze sobą Brzdąca i Gai. Ogier stał z wyniośle zganaszowanym łbem, lekko unosząc ogon i przyglądając się z zaciekawieniem ale i czujnością obu psiskom. Co jakiś czas odskakiwał i poparskiwał, kiedy zbliżyli się za bardzo, podkłusowując i podbrykując.
Zacmokałam głośno, wywołując tym zwrócenie na siebie taranu w postaci dwóch puchatych kul oraz zostając zaszczyconą spojrzeniem pana araba. Przywitałam psiska i pozbyłam się ich unikając większych kolizji po czym weszłam na padok i przywołałam do siebie ogiera, nie patrząc mu w oczy i odwracając tyłem, 'zagarniając' go do siebie barkiem.
Ogier doskonale wiedział o co chodzi i już po chwili poczułam jego ufne chrapy buchające mi gorącym powietrzem w ramię. Pogładziłam jego czoło powoli i dokładnie, uśmiechając się i podpięłam mu uwiąz do kantara. Następnie pocałowałam go lekko w bok pyska wywołując tym lekkie skulenie uszu u Bita. Wyprowadziłam go z padoku i zabrałam do stajni. Ogier szedł ufnie za mną, co jakiś czas niepewnie drepcząc i wpatrując się w 'straszne obiekty' z typową arabską kokieterią.
Pogładziłam go uspokajająco po szyi i przypięłam w stajni koło jego boksu i sprzętu. Arab spojrzał na mnie z politowaniem, jakby chciał powiedzieć 'no wiesz, mogłaś sobie darować te dwa uwiązy..'. Prychnęłam pod nosem, śmiejąc się cicho i złapałam za szczotki.
Ogier nie należał do brudasów, tak więc długo nie musiałam się z nim użerać. Jakieś 7 minut i zaczęliśmy siodłanie. Kiedy rudy był już gotowy, potarmosiłam mu grzywkę i ucałowałam w niesforne chrapy po czym wyprowadziłam na zewnątrz.
Ogier kręcił się strasznie, rozglądał zaciekawiony i pobudzony, skutecznie utrudniając mi wsiadanie. Ustawiłam go wreszcie w narożniku żeby nie mógł łazić za dużo po czym jednym zwinnym susem wskoczyłam w siodło.
Ogier trochę przysiadł na zadzie, po chwili jednak zupełnie normalnie rozluźnił się i przeżuwając wędzidło ruszył we wskazanym przeze mnie kierunku. Przez chwilę na rozdrożu mieliśmy mały konflikt, bo kasztan chciał iść w stronę toru, a ja usilnie ściągałam jego jestestwo w stronę hali. Oczywiście wygrałam ^^' a lekko nabuzowany arab prychał pode mną, caplując co jakiś czas. Starałam się trzymać wodze luźno żeby dać mu okazję do rozluźnienia, kiedy już przejdą mu jego fochy. Łydkami czujnie trzymałam go jednak w ryzach, starając się nie zbaczać z kursu.
Wjechaliśmy na halę, gdzie dosłownym CUDEM zamknęłam za nami wrota po czym mogliśmy w ciszy skupić się na pracy. Na zamkniętej przestrzeni było przyjemnie i prywatnie, cichutko, nikt nam nie przeszkadzał. Ruszyliśmy aktywnym stępem na długiej wodzy po ścianach. Co jakiś czas echem niosło się parskanie ogiera i ciche strzykanie nie rozgrzanych stawów. Pogładziłam go powoli po łopatce, mówiąc przyjaznym głosem, bo uspokoił się i trochę wyciszył. Chciałam to wynagrodzić.
Zmieniliśmy kierunek, a potem zaczęliśmy kręcenie kanciastych figur z jednoczesnym wchodzeniem na leciutki kontakt. Chciałam to zrobić subtelnie i dość spontanicznie, żeby ogier odruchowo przyjął wędzidło. Przeważnie miał dużą skłonność do wyryjania się i łaził niczym jeleń walcząc z ręka -.- chciałam to zmienić. Za każdym razem kiedy cofał głowę, przyśpieszając jednocześnie i garbiąc grzbiet, kierowałam jedną wodzę w bok aby utrudnić mu tą postawę i za każdym razem kiedy odpuszczał, działanie wodzy też odpuszczało. Starałam się wypracować u niego prawidłową postawę głowy i szyi.
Ogier rwał się do przodu, starałam się go przytrzymywać żeby pozostał zamknięty między wodzami i łydkami. Na łydki reagował świetnie ale sygnały zwalniające wyraźnie go drażniły. Starałam się jednocześnie wypracować u niego stęp marszowy, coś jak wyciągnięty. Utrzymywałam lekki kontakt z pyskiem pozwalając mu pracować głową i szyją nie tracąc jednak kontroli. Rudy z chęcią wyciągał nogi i ładnie się podstawił, uszka nastawił prosto jak radary i parsknął rozluźniony. Pochwaliłam go głosem i zaczęłam ćwiczyć skracanie stępa. Działałam mocniej wodzą, żeby unieść szyję, za to łydkami pobudzając do stałego tempa powodując tym zmianę ramy ogiera. Kiedy ładnie udało nam się osiągnąć zamierzony cel uśmiechnęłam się pod nosem i ponownie go pochwaliłam. Pracowaliśmy nad tym od dawna dlatego czuliśmy się oboje dość pewnie w tej dziedzinie. Po zabawie w skracanie i wydłużanie w obie strony zaczęliśmy kręcić figury. Przykładałam dużo uwagi do wygięcia ogiera, zależało mi żeby wykonywał zakręt całym ciałem, nie tylko szyją. Wychodziło nam to dość pokracznie, nie byłam zadowolona z tego ćwiczenia, zwłaszcza na lewą stronę, wydawał się strasznie usztywniony. Kiedy ok. 20 minut zeszło nam na stępowanie, wykonałam wyraźną półparadę, po czym przyłożyłam łydki do boków ogiera i delikatnie pobudziłam go do szybszego chodu. Dla nadpobudliwego araba to było wystarczająco, żeby ochoczo skoczył przed siebie wyrzucając nogi energicznie w aktywnym kłusie. Tutaj też musiałam się trochę namęczyć, żeby sprowadzić jego głowę z chmur na normalny poziom. Kiedy już się udało, myślę że stanowiliśmy dość przyjemny dla oka widok. No, oczywiście dopóki nie zaczęliśmy kręcić naszych kanciastych wolt, półwolt, wężyków i ósemek. Było to jednak konieczne do prawidłowej rozgrzewki, no i do faktu żebyśmy w końcu to udoskonalili Wink W kłusie też pobawiłam się trochę w skracanie i wydłużanie. Przy wydłużaniach parę razy wyrwał mi się do galopu, brykał, kiedy uparcie znów zwalniałam go do kłusa. W końcu poddał się trochę i zaczął pracować. Pochwaliłam go i dałam chwilkę odpocząć w stępie na długiej wodzy. Little wyciągnął szyję w dół i parsknął, rozluźniając mięśnie. Ja również odprężyłam się na moment i rozejrzałam po hali. Na środku były rozstawione jakieś płaskie drągi, mogliśmy je więc sobie wykorzystać na rozgrzanie.
Kiedy już dałam mu chwilkę ochłonąć, zebrałam wodze i półparadą ruszyłam do kłusa, a następnie do galopu. Mocno pracowałam krzyżem, rękami i środkiem ciężkości, żeby ogier nie rozpędzał się za mocno. Starałam się za to skupić jego energię na zaokrągleniu i uelastycznieniu fuli, opuszczeniu łba. Na początku leciał jak porąbany, zadzierając głowę i na prostych wyciągając nogi mocno przed siebie. Bryknął parę razy, zniżając głowę, po czym wracał nią znów w górę. W końcu jednak moje zdecydowane półparady skłoniły go do zwolnienia tempa. Pochwaliłam go, a kiedy na jakie 5 sekund opuścił głowę zareagowałam wielkim entuzjazmem. Chwaliłam go za każdym razem, kiedy instynktownie ją tam ustawiał. Następnie zaczęliśmy kręcić duże koła w narożnikach, dla urozmaicenia i wypracowania równowagi i skupienia. Po pracy na prawą stronę przeszłam na moment do kłusa, zmieniliśmy kierunek po przekątnej i zagalopowanie na drugą. Tam również praca nad tempem, nad głową, koła. Następnie chwila stępa, dalej zebranego skierowałam go na drągi. Przejechalismy przez nie parę razy w obie strony, potem do kłusa i również przejazd przez nie.
Maglowaliśmy to aż ogier nie wpadł w fajny rytm i bez problemu nie śmigał przez drążki bez zawahania. Pochwaliłam go wtedy i zatrzymałam. Zsiadłam na chwilę, podwiązałam mu wodze na wszelki wypadek i zostawiłam tak. Ustawiłam na końcu drągów małą kopertkę, po czym wróciłam do mojego rumaka który na szczęście jeszcze nie zdążył się wytarzać. Poprawiłam cały sprzęt, podciągnęłam przy okazji popręg po czym wrzuciłam się na jego grzbiet i pogładziłam po zgrzanej szyjce. Następnie stępem skierowałam go ku przeszkodzie, dałam uważnie obejrzeć.
Skierowałam jego kroki na ścianę, dodając do lekkiego kłusa. Z wodzami na kontakcie, lekkim kłusem poprowadziłam go na drągi. Zdziwiony zwolnił trochę, jednak zachęcany moimi łydkami i głosem wybił się pokracznie unosząc przód bardzo wysoko i trzymając przednie nogi w nieładzie. Wybił się pionowo, niemal "przebryknął' nad przeszkodą i niepewnie wylądował po drugiej stronie. Przytrzymałam go aby dalej pozostał w kłusie po czym pochwaliłam obficie, uśmiechając do siebie. Następnie zrobiliśmy kolo w kłusie i ponowny najazd.
Za drugim razem skok również był pokraczny, ale miał więcej pewności siebie. Poklepałam ogiera zadowolona i wykonaliśmy ponowny najazd. Tym razem coś nie wyszło, ogier koślawo skoczył przy czym zahaczył nogą o drągi tak że stojaki trochę się poruszyły. Spłoszony arab skulił uszy i zagalopował gwałtownie, po chwili jednak go opanowałam.
Przeszkoda się nie rozleciała, na szczęście nie musiałam zsiadać żeby ją poprawić. Zrobiliśmy jeszcze parę podejść, żeby ogier nie miał urazu. Za pierwszym trochę kombinował, prawie się zatrzymał, ale jednak przeskoczył z niepewnością. Kiedy się przekonał, że to nic takiego, wyraźnie się rozluźnił. Na nasze szczęście na halę dotelepał się Maks, i uwiedziony moimi błagającymi oczętami ustawił nam drągi na drugą stronę. Spróbowaliśmy więc powalczyć i z taką ewentualnością. Była to strona z zakrętem w lewo, tym usztywnionym u Bita więc szło gorzej. W końcu jednak wbiliśmy się jakoś w rytm i pozwoliłam sobie uznać trening za skończony. Przeszliśmy do stępa, dałam mu luźne wodze, popuściłam popręg. Maks posłał mi całusa i wyszedł za obowiązkami, zostawiając otwarte drzwi na halę. Uśmiechnęłam się pod nosem i kontynuowałam rozprężanie rudego. Kiedy z zadowoleniem stwierdziłam, że jest już suchy, a jego oddech się uspokoił, wyjechaliśmy powolnie przed budynek i potoczyliśmy w stronę stajni. Przed nią zsiadłam i wprowadziłam araba do środka. Już bez przypinania zdjęłam z niego cały osprzęt. Wybiegany stał spokojnie, mrużąc oczy i zniżając nieco łeb. Pod siodłem widniała plama w kształcie czapraka, roztarłam więc na szybko potencjalne zaklejki zgrzebłem i wprowadziłam ogiera do jego boksu. Odniosłam sprzęt i wróciłam do rudego zadowolona. Kiedy już trochę odstał wsypałam mu w nagrodę trochę marchewek i jabłek do żłobu i wymasowałam szyję i grzbiet, kiedy wcinał. Następnie ucałowałam go w chrapy i poszłam do mieszkania zadowolona z produktywnie spędzonego czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin