Forum WSR Apocalyptica Strona Główna WSR Apocalyptica
Nowa odsłona WSR Star Horses wita!
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

12.02.11r. - Bierzemy się za siebie - poranne 2000m

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eviline




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 14:53, 05 Sty 2014    Temat postu: 12.02.11r. - Bierzemy się za siebie - poranne 2000m

Zerwałam się dzisiaj o 5 miotana strasznymi wyrzutami sumienia. Moje wykształcenie ostatnimi czasy zżerało więcej czasu, niż powinno, niestety na koszt kondycji moich koni. Nie stały oczywiście, starałam się dbać, by ktoś je regularnie ruszał, nawet pensjonariuszki, jednak byłam świadoma, że kopytnym brakuje mojej uwagi.
Najbardziej zaniedbałam chyba Little Bita, z uwagi na to że był wyścigowym amatorem, a wiadomo, że do sezonu jeszcze kupę czasu i roboty. Postanowiłam sobie nie ciągnąć dalej tego stanu rzeczy i zabrać się porządnie za kasztana, póki mam trochę wolnego czasu.
Skoro już wstałam, zebrałam swoje cztery litery i zaczęłam się szykować z niezwykłą zaciętością. Nie ma miejsca na lenistwo! Wyszykowałam się sprawnie, wpadłam jeszcze na 5 minut do łazienki i zeszłam na dół.
Było coś koło 5.36, lecz nie bardzo mnie to ruszało. Miałam sporo do nadrobienia, weszłam więc do paszarni i nie czekając zerknęłam dla upewnienia na kartkę z napisem "Little Bit", po czym rozpoczęłam szykowanie paszy. Reszta na swoją porcję będzie musiała poczekać, aż Maks wstanie.
Weszłam raźno do stajni, uśmiechając się na widok łebków. Te, czując paszę, rżały niespokojnie i kręciły się po boksach. Nie zwracając na nie uwagi, podeszłam do boksu kasztana. Rudy przywitał mnie, ciekawskimi chrapami skubiąc za ramię. Niewzruszona odsunęłam jego łepetynę i otworzyłam żłób, wsypując paszę do środka i zamykając na zasuwkę. Potem raźnym krokiem poczłapałam w stronę siodlarni. Chwyciłam za klamkę i poczułam opór drzwi. No tak, świetnie. Tylko gdzie są moje klucze?.. Z roztargnieniem zaczęłam przetrząsać moje kieszenie, których miałam pewnie w sumie gdzieś z 6, kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Pisnęłam cicho, zaskoczona i spojrzałam bojowo w stronę napastnika. Momentalnie się rozluźniłam, kiedy ujrzałam Maksa.
-Tego szukasz? - pomachał mi pękiem kluczy przed nosem, uśmiechając zawadiacko. Chwyciłam klucze jedną ręką, odwracając w stronę drzwi.
-Kiedyś dostane przez Ciebie zawału, zobaczysz. I będziesz miał tą całą hołotę na swojej głowie - mamrotałam, otwierając drzwi.
-Teraz też mam -przypomniał, przytrzymując mi drzwi i wchodząc za mną do siodlarni. - To jak, powiesz mi co Ty robisz w stajni o 6 rano?
-Co taki zdziwiony? - zaśmiałam się i podeszłam do stojaka Bita, odgarniając kurz z jego treningowego siodła. Wybrałam sobie jedną z derek wyścigowych, ogłowie, trochę innych dupereli i wrzuciłam to wszystko na siodło, po czym zabrałam mój pakunek i ruszyłam w stronę drzwi.
-Aaaaha! czyli jednak sumienie ruszyło zacną panią ; > -rzekł tryumfalnie chłopak.
-Przestań być taki ironiczny, przecież wiesz, że to przez szkołę -.- -wykopem otworzyłam drzwi i poczłapałam na korytarz.
-No ale nie mam racji? -Maks niestrudzenie podążył za mną.
Westchnęłam, rozwieszając sprzęt. - Dobrze wiesz, że masz, więc po co to drążysz?
-Bo brakuje mi tutaj Twojej obecności - powiedział jakimś zaskakująco szczerym głosem, popatrzył się chwilę. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, kiedy ciszę przerwał rumor dochodzący z kilku boksów. -Dobra, śniadanie, rozumiem! -rzucił chłopak głośno w stronę boksów, po czym bez słowa ruszył w stronę paszarni.
Po chwili bezruchu wzruszyłam ramionami z westchnięciem i zajrzałam do boksu Little'a.
-Skończył waść? -odgarnęłam grzywkę z twarzy jedną ręką, drugą otwierając boks. Arabiszcz podszedł do mnie ciekawsko, ufnie wkładając chrapy w dłonie i przeszukując kieszenie. Pogładziłam po po ganaszach i chwyciłam dwoma palcami za kantar. I tak wiedziałam, że bez wahania podąży za mną. wyszliśmy na korytarz, młody parsknął głośno i bez oporów dał się przypiąć na dwa uwiązy. Potem szybko go wyczyściłam, osiodłałam i wyszliśmy na zewnątrz. Little parskał co chwilę, patrząc z tym swoim uroczym wypłoszem na jakąś folię, jednak nic więcej. Opłacała się ta praca naturalna w przeszłości, teraz jest łatwiej go ogarnąć.
Susem wskoczyłam na grzbiet kasztana, po czym ruszyliśmy na tor. Łaził tak jakoś .. śmiesznie, że aż się uśmiechnęłam. Zapomniałam, jak to jest jeździć na tym urwisie. Czuło się, że w każdym momencie może wystrzelić w niewiadomym kierunku, tak dla hecy.
Pogładziłam go po szyjce i skróciłam sobie nieco strzemiona. Zebrałam porządnie wodze, bo młody coś zaczął z krzakiem odwalać. Był straszny, to fakt. Ta kokieteryjność była momentami irytująca.
-Przecież się tego nie boisz, dałnie x.x oboje o tym wiemy- westchnęłam, przewracając oczami. Akurat wjechaliśmy na tor, i uwaga Little'a skupiła się kompletnie na ukochanym torze zieleni. Zbystrzył się, postawił uszy na sztorc, naparł mocniej na wędzidło, kroki stawiał drobniej. Trochę się pomęczyłam, ale jednak go rozstępowałam jako tako. Był młody, nabuzowany i niewyjeżdżony, to normalne.
Z trybun usłyszałam jakieś głośne "EHEM EHEM". Spojrzałam tam, i ujrzałam Gniadą. Spojrzałam na zegarek, i znów na Gniadą. 7? dzisiaj chyba nic już mnie nie zdziwi x.x
-Gniada, widziałaś ty dzisiaj zegarek na oczy? Co tu robisz? -krzyknęłam, Próbując utrzymać młodego w w miarę normalnym tempie kłusa. Kasztan trzepał łbem i gryzł wędzidło wściekle, jednak kłusował, bo co mu pozostało. Działałam lekkimi półparadami, oczekując na cud i ściągnięcie jego łba z chmur. Bez rezultatu, hmmh.
-Przyszłam Cię pooglądać. Wiedziałam że tu będziesz >3 -rzekła tajemniczo. Jasnowidz, czy jak? -nie przeszkadzajcie sobie.
-Jak tam sobie wolisz. -wzruszyłam ramionami i anglezuje dalej w rytm kroków kasztana. Zrobiliśmy po pół kółka w obie strony, po czym wróciliśmy do punktu wyjściowego. Dzisiaj bez bramek startowych, bo musieliśmy oddać pożyczony traktor i nie było jak tego cholerstwa przemieszczać.
Mniej więcej w miejscu, gdzie powinny stać bramki startowe na 2000m, popuściłam wodze i posłałam ogiera na prostej. Zaskoczył niemal momentalnie, wyrywając galopem i kuląc uszy skupiony. Pozwoliłam mu się rozpędzić do optymalnego tempa, w końcu to arab, da radę pociągnąć na wyższych obrotach dłużej. Wodze na kontakcie, oboje skupieni, w uszach świszcze wiatr. Utrudniłam mu nieco, balansując swoim środkiem ciężkości. Rozpędził się już porządnie, a zakręt się zbliża.
Nie dobrze, Bit, opamiętaj się koniuuu.. Westchnęłam w duchu i ściągnęłam wodze, starając się wyhamować wariata i zmieścić w zakręcie. Kasztan rozdziawił ryj i walczył z wędzidłem, no ale trochę zwolnił dzięki bogu. Odrobinę wypadliśmy z trasy, ale szybko to nadrobił, znowu prując jak opętany. Bałam się, żeby zbyt szybko się nie wyczerpał i nie pozwalałam już przyśpieszać. Przez jakieś 500 m ładne, równe, energiczne tempo. Na szyi młodego można było powoli zauważyć żyły, chrapy były rozszerzone, uszy skulone, kopyta siekły ziemię. Trzeba napomknąć, że trenowaliśmy w cięższym treningowym siodle, żeby wyrabiać mięśnie, tak wiec był to spory wysiłek. Dobra, 400 m do celownika. Zaczynamy porządny posył. Intensywnie go popędzałam, przez chwile poczułam nawet podobną prędkość jak na Zence xp
Młody ostatkiem zapału zaskoczył na wyższy bieg i wyciągnął się jak długi, finiszując. Przecięliśmy celownik, i zaczęłam hamować araba.
-I jak, i jak? -dopytywałam mierzącej czas Gniadej, kiedy już kłusikiem wróciłam z odległego końca toru, gdzie w końcu Little wyhamował.
-A jak obstawiasz?
-hmm coś koło 2'23"? -Przeszliśmy do stępa, ogier miał rozdęte chrapy i oddychał głośno, jednak dalej bystro zerkał na wszystko wokół.
-2'18"! kobito, jak na araba .. szaacun -Gniada wstała i towarzyszyła nam w drodze powrotnej do stajni. Tam pomogła mi, odprowadzając Bita na karuzelę, kiedy odnosiłam sprzęt. Młody przekłusował się tam jeszcze trochę, po czym uspokoił oddech, stępując. My z Gniadą prowadziłyśmy ognistą debatę na temat wyścigów w rysie i na świecie, po czym stwierdziłam, że przegonię jeszcze młodego na basenie w dwie strony, potem na solarium i dopiero wtedy dam mu spokój.
Gniadek towarzyszył mi też na basenie, gdzie Bitson odwalał coś przed wejściem do wody, po czym nagle się rozmyślił i niemal wgalopował do basenu. No cóż, jak kto woli.
Nie chciałam go przemęczać, tak więc po kółku w obie strony wyszliśmy. Ściagnęłam z niego wodę, założyłam derkę i szybko przeszliśmy do stajni. Tam wstawiłam go na solarium i wysuszyłam porządnie, po czym w derce puściłam na okólnik, bo tylko on był wolny. Raczej nie powinnno mu się chcieć teraz biegać, więc tyle starczy. Potem się go jakoś wciśnie na zielone. Kasztan oczywiście się wytarzał, wywołując u mnie głuchy jęk. potem zadowolony patrzył w stronę padoków, obserwując co tam się dzieje. Ruszyłyśmy w stronę stajni, zostawiając go samemu sobie.
Gniada zdradziła w końcu swoje zamiary i umówiła się ze mną na trening z Demonem, po czym zaciągnęłam ją jeszcze na górę na obfite, Deandrejowe śniadanko : >


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin