Forum WSR Apocalyptica Strona Główna WSR Apocalyptica
Nowa odsłona WSR Star Horses wita!
 
 » FAQ   » Szukaj   » Użytkownicy   » Grupy  » Galerie   » Rejestracja 
 » Profil   » Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   » Zaloguj 

10.05.2012 Trening wystawowy z Cappy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> / Treningi
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eviline




Dołączył: 04 Sty 2014
Posty: 133
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:03, 05 Sty 2014    Temat postu: 10.05.2012 Trening wystawowy z Cappy

Na prośbę Dei, wybrałam się do WSR Deandrei. Zapakowałam cały mój sprzęt (tudzież bacik i inne) do samochodu i w drogę. Sama jazda nie powiem, żeby zajęła mi mało czasu. Najdłużej mi zeszło na gadce z szp.p. policjantem, któremu trzeba było tłumaczyć, że ktoś postawił znak ograniczenia w złym miejscu, bo na najlepszym odcinku trasy, na której można jechać szybciej. Niektórzy nie znają tego uczucia, cóż. W każdym bądź razie cała i zdrowa dojechałam na miejsce.
-To chyba tutaj…- powiedziałam do siebie, widząc w oddali zabudowania, które na tle krajobrazu wyglądały naprawdę zacnie ^^. Chwila jazdy po drodze i już przejeżdżałam pod bramą z napisem „WSR DEANDREI”. No i szczenna mi po prostu opadła. Tyle koni, ile ruchu, ile ludzi, ile sprzętu… Łaał *.*” Po prostu niebo. Wszędzie coś się działo, ktoś szedł z jakimś koniem gdzieś tam. Rozpoznawałam co poniektóre z koni, jednak każdy wywarł na mnie olbrzymie wrażenie. Oczywiście- brawo ja- zagalopowałam się i musiałam wycofywać, bo z tego wrażenia chyba chciałam autem zwiedzać stadninę, a parking już minął x D. Wycofałam i wjechałam na odpowiednie miejsce do parkowania. Zadowolona wyszłam z wozu i wzięłam z paki torbę z rzeczami. Ciągle będąc pod wrażeniem poszłam na obchód po –póki co- nieznanym mi terenie stadniny. Oczywiście musiałam obejść wszystkie padoki, przywitać się ze wszystkimi końmi i gdybym miała więcej smakołyków, to bym im wszystkim dała, ale… Musiałam zostawić coś na trening. Nagle przyuważyłam Dei przy ogrodzeniu, gdzie stała sobie Zenyatta, ze spokojem zjadając trawę. Przywitałyśmy się, chwilę pogadałyśmy, po czym wskazała mi miejsce, gdzie mogę dać rzeczy. Podziękowałam, a na odchodnym powiedziałam, że czemu nie można zwiedzać stajni za pomocą auta, na co ona zrobiła tylko „WTF”.


Po jakimś tam czasie byłam zwarta i gotowa by zrobić trening z Little Bit. Z informacji dostanych od właścicielki, był on w swoim boksie. Boks czwarty. Ciągle to sobie powtarzałam, gubiąc się w stajni i ciągle licząc do czterech, od każdej z możliwych stron. Cóż, w końcu obliczyłam dobrze i podeszłam do boksu. Na drzwiach widniało imię ogiera, a on sam stał w tyle boksu. Chyba spał, dlatego powoli otworzyłam zasuwę drzwi. Obudził się, odwrócił głowę i w końcu cały się okręcił w moją stronę. Mowa jego ciała mówiła wszystko- wkurzył się, bo go obudziłam, jednak nie był agresywny. Miał uszy odwrócone do tyłu i był spięty. Odwróciłam wzrok, a na dłoń położyłam koński cukierek. Ogier najpierw spojrzał na mnie zdziwiony, ale po kilku sekundach zdjął z ręki przysmak i zaczął go przeżuwać z głośnym chrupaniem. Spojrzałam na niego i wyciągnęłam dłoń, by pogłaskać go po czole. On jednak był bardziej cwany niż sądziłam, i zanim wyciągnęłam dłoń, trącił mnie szlachetnym łbem i włożył chrapy do kieszeni, penetrując je w poszukiwaniu łakoci. Trąciłam jego łeb, by go wyciągnął, po czym nakazałam mu się cofać, dotykając go na piersi i wykonując ku niemu małe kroczki z wyższym podnoszeniem kolan niż przy normalnym chodzie. Ogier jest pojętny i szybko ogarnął, o co mi chodzi. Cofnęłam się na poprzednie miejsce, a on poszedł za mną. Ponowił swój wybryk, szukając smacznego co-nieco. Oczywiście, ponownie nakazałam mu się cofać. Technika naturalna, która zmusza konia do wyboru. Może robić to, co chce- może stać w miejscu, dzięki czemu dostanie smakołyk, lub przeszukiwać kieszenie, co skutkuje odganianiem go. Po jego kilku próbach w końcu zrozumiał (moim zdaniem rozumiał od początku, tylko udawał debila x D) i odpuścił. Pogładziłam go i dałam mu kawałek marchewki, który szybko zjadł.


Wyszłam z boksu i skierowałam krok ku siodlarni. Trochę mi zeszło, zanim ogarnęłam gdzie jest jego pokazówka, ale udało mi się. Sukces x D! Znów znalazłam się przy boksie. Weszłam do środka. Widziałam, że kasztan wacha się, czy podejść i znów mnie przeszukiwać, ale dał sobie spokój, zwieszając łeb. Gdy jednak podeszłam do niego z pokazówką, podniósł łeb wyżej. Dei ostrzegała mnie, że dosłownie ma się kilka sekund na jego osiodłanie, bo jest straszną marudą. Chciałam dać z siebie wszystko. Najpierw dałam mu do powąchania owy sprzęt. Zrobił to, ale bez większego entuzjazmu- ot co, ego pokazówka którą widział chyba miliard razy. I nagle siup- znalazła się na jego głowie wraz z zapiętym uwiązem. Tego się nie spodziewał, więc odchylił łeb do góry, wyrażając swoje zdziwienie. Wyprowadziłam go powoli z boksu, zabierając jeszcze mój długi bat. Nie, nie i jeszcze raz nie. Nie po to, żeby go bić xD. Jego końcówka nasączona była przyjemnym dla konia zapachem, dzięki czemu próba pozycji stój jest lepsza. I znów musiałam pochodzić i zgadywać, gdzie jest jakiś plac. Po drodze napotkałam Dei, która gdzieś szła z siodłem wyścigowym.
-Ej, masz mapę? : < -Spytałam.
-Jeśli szukasz placu, to jest tam, tam, tam i tam. Jeśli hali, to jest o tu, niedaleko.
-A w hali ktoś jest?
-Teraz kończą dresaż, za dosłownie minutę wyjadą stamtąd. Będzie wolne.
-Ok, dzięki.


Zbliżyłam się z ogierem do hali, a wtedy zaczęły wyjeżdżać stamtąd koniska. Wszystkie piękne i zadbane, aż miło patrzeć *.*’. Nasza kolej. Wprowadziłam ogiera do środka. Trzeba przyznać, że szedł z głową zadartą do góry i do tyłu, przez co szedł okropnie sztywno. Postanowiłam go poprowadzić najpierw po śladzie stępem, by się trochę rozgrzał. Jeśli po okrążeniu nie spuści głowy, trzeba będzie go polonżować. Weszliśmy na ślad i zaczęłam go prowadzić. Miałam wrażenie, że go ciągnę na tej lince. Krótki, sztywny wykrok aż mi oczy kłuł. Po pół kółka jakby nastąpiła poprawa, szedł już luźniej. Odetchnęłam. Głowę nadal miał gdzieś w kosmosie i patrzył z góry, ale szedł wydajniej. Chyba niezbyt lubi obcych. Po kółku nie nastąpiły zmiany, ale po kolejnym to był już zupełnie inny koń. Szedł ładnym, luźnym stępem z pięknie, wygiętą w łuk szyją. Wyglądał przepięknie. Pogładziłam go po szyi w ramach nagrody.


Postanowiłam, że zanim poćwiczę z nim kłus w ręce, pozwolę mu się wyszaleć i go polonżuję. Postąpiłam tak, bo nie wiedziałam, jak koń zachowa mi się w kłusie w ręce. I czy nie zagalopuje. A ja nie mam zbytnio kondychy, i gdyby mi się wyrwał, to nie widzi mi się, żebym później musiała za nim po hali hasać x D. W rogu hali leżała czyjaś lonża, widocznie ktoś wziął i zapomniał. Ostatecznie wzięłam ją, bo nie sądzę, żeby ktoś miał o to jakiś wyrzut. Odpięłam uwiąz i zapięłam lonżę. Poprowadziłam go na środek, po czym nakazałam mu stęp w kółku, trzymając za nim bat. Wiedział, co znaczy iść w kółku, więc nie było problemów. Po jakimś czasie nakazałam mu kłus. Tu się widocznie ożywił. Chwała mi, że go lonżowałam i miał iść w kółku. Inaczej biedna ja. Wziął i rozpoczął swój galop po kółku, nieźle się szarpiąc. Kazałam mi zwolnić, ale on się uwziął i postanowił, że nie będzie zwalniać. „Dobra, skoro chcesz”- pomyślałam. Pogoniłam go. Tak, kazałam mu szybciej galopować. Zdziwił się. Oddałam mu więcej lonży, ale ciągle kazałam mu biec. Po jakimś czasie przestałam i czekałam na jego reakcję. Nie było to joing up, ale cos na jego bazie. W końcu koń zaczął kłusować, obniżając głowę. O to mi chodziło. Jak mówiłam- nie było to porozumienie, więc nie czekałam na dodatkowe sygnały, czyli ucho skierowane w moją stronę i mielenie pyskiem. Koń szedł ładnie i płynnie, jakby leciał, a nie biegł. Uniósł swój cudowny ogon. Kilka kółek tam i z powrotem. Był rozgrzany. Zapięłam mu znów uwiąz, a lonżę dałam na jej poprzednie miejsce.


Pochodziłam z nim w ręku, krążąc esy-floresy. Trochę ochłonął. Gdy zauważyłam, że ciekawsko się rozgląda, postanowiłam to wykorzystać. Zaczęłam biec, prowadząc go. Niemal natychmiast ruszył kłusem, wiedząc o co mi chodzi. Rzucał dumne spojrzenie i machał swoim bujnym ogonem. Biegł ładnie, prezentując walory swej rasy. Najpierw przebiegliśmy po trójkącie, po czym biegliśmy po śladzie. Koń w każdej fazie biegu wyglądał tak samo rewelacyjnie, co mnie niezwykle zadowoliło. Przebiegliśmy jeszcze z dwa razy schemat trójkąt-ślad, po czym przeszliśmy do stępa, bo zadyszkę już niezłą łapałam x D. Aby wykorzystać moment stępa, kazałam mu zrobić pozę. Zatrzymałam się przednim w sporej odległości i uniosłam do góry ręce, wraz z batem. Zapach skłonił go to wyciągnięcia szyi, więc stał nieruchomo. Zupełnie jak śliczna figurka. Ktoś wszedł akurat wtedy na halę i zabrał lonżę, niechcący trzaskając drzwiami. Little się troszkę wystraszył i zdekoncentrował, przez co pochodziłam z nim trochę w stępie, by się uspokoił. Podziałało, więc ponownie przystąpiliśmy do ćwiczenia pozy w stój. Wtedy trochę się już niecierpliwił, jednak ja nie odpuszczałam. Zrozumiał chyba, że nic nie dają jego próby wyrwania się i tylko przedłużając ćwiczenie. W końcu znów wróciliśmy do jego pierwotnej pozy- idealnej. No, n. Dei zrobiła z konia majstersztyk x D. W tym czasie odetchnęłam i byłam gotowa do ponownego przeprowadzenia konia kłusem. Trochę się wyrywał, będąc zniecierpliwionym. Dwa razy obiegliśmy jeszcze mój schemat, po czym już kompletnie padłam. Aż musiałam się zatrzymać, bo miałam wrażenie, że mi serducho padnie x D. Na koniec sobie pochodziliśmy i pogadaliśmy z koniem. Wyciągnął szyję i szedł spokojnie, aż momentami zapomniałam, że jest ogierem, a nie wałachem. Wątpię, żeby się zmęczył na treningu i tylko udawał zmęczonego, cwaniak. Dlaczego? Wnioskuję to z prostej przyczyny- gdy opuściliśmy halę, natychmiast się ożywił. Noo, a gdy w oddali zauważył jakąś atrakcyjną kobyłę… Chwała Bogu, że jestem silna. Inaczej bym go nie utrzymała i kto wie, co by było…


Wprowadziłam go do boksu i zdjęłam wystawówkę, co skitował parknięciem. Podałam mu na otwartej dłoni kilka smakołyków, które zjadł bardzo ochoczo. Pogłaskałam go jeszcze, a on rzucił się na siano, które ktoś mu zawiesił pod naszą nieobecność. Pożegnałam się z nim, zabrałam swoją torbę i skierowałam krok ku samochodowi. Pożegnałam się jeszcze z Dei i zagroziłam jej, że ja tu jeszcze wrócę, na co ona się –mam nadzieję, że nie- wystraszyła. Wsiadłam do pickupa i odjechałam z WSR Deandrei. Stajnia, zarówno jak i konik, wywarły na mnie pozytywne wrażenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum WSR Apocalyptica Strona Główna -> / Treningi Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
subMildev free theme by spleen & Programosy
Regulamin